Quantcast

adplus-dvertising
Strona główna » Felietony » Lizak w twoim sedesie

28.06.2014

Lizak w twoim sedesie

Czas na samochody z klawiaturami w kierownicy i lodówki z czytnikami kodów kreskowych, by Google wiedziało, co jemy i kiedy. Która wersja Androida zajmie się zapomnianym przez technologię sedesem?

Ci, którym nie podoba się, że znów krytykuję, po kropce tego zdania mogą śmiało darować sobie dalszą lekturę tego felietonu, albowiem zachodzi duże prawdopodobieństwo, że brnąc w tę jakże nudną treść, mogą zderzyć się z poglądami, które nie są cukierkowe, jak nowy i kolorowy Lollipop.

Na konferencji Google pokazało, że ma nową wizję. I nie chodzi tylko o konsekwencję w utrzymaniu stosownej dozy słodyczy w nazwie nowego systemu. Chodzi o to, by smartfon utrzymywał dominującą rolę spośród wszystkich przedmiotów, jakimi posługujemy się w życiu. I tak Google chce, by wraz z nowym Androidem L spersonalizowane zostały nasze samochody. Z komputerami PC poprzez przeglądarkę Chrome stało się to już wcześniej, ale wciąż wolna pozostała np. lodówka, która po odpowiednim zaopatrzeniu jej we właściwe podzespoły, będzie mogła śmiało komunikować się z naszym smartfonem – tak, jak samochód. Z ciekawością przysłuchiwałem się premierze wersji L i kiedy usłyszałem o tym, że firma z dumą prezentuje ekosystem w skład którego wejdzie zegarek, telefon, tablet, PC, opaski Nike, oraz telewizor, pomyślałem ciepło o karygodnym zaniedbaniu sprzętów AGD oraz wyposażenia łazienek i ubikacji. Bo co stoi na przeszkodzie skomunikować kabinę prysznicową z naszym smartfonem? No powiedzcie, co? Są już w nich radia, telewizory, by szorując śmiało ciało nie przegapić ani fragmentu wyżerającego mózg serialu. Dlaczego Google nie pomyślało, by wtrynić swoje inwigilujące naszą prywatność macki do kabiny prysznicowej?! A że tak głośno wspomnę, sedes? To co? Coś gorszego? Jakże można było zapomnieć o tym, by wejść z lizakiem do ubikacji?! Całkiem niedawno wybieraliśmy się tam z gazetą, obecnie podobno zabieramy tam najczęściej smartfona lub tablet. Co stoi na przeszkodzie skomunikować sedes, smartfona i zegarek lub opaskę, by znajomi na fejsie, a już na pewno w Google wiedzieli, kiedy… No sami wiecie.

Jest wielce prawdopodobne, że zostanę wyklęty przez Was za ten tekst, ale im dłużej żyję i w tym życiu poznaję nowe „udogodnienia” technologii, mam wrażenie, że nie tylko ogłupiają nas one, ale przede wszystkim bardzo głęboko, ze znieczuleniem wdzierają się one w naszą prywatność. Po co personalizować smartfon z samochodem? By w efekcie technologicznej zmowy podzespołów nie mógł jechać szybciej niż pozwalają na to przepisy? By łatwiej było nas ukarać za ciężką nogę, a przynajmniej by łatwiej było zebrać informacje o tym, że takową posiadamy? Bardzo dziękuję za taką troskę i komfort wyłączający u mnie myślenie o np. ograniczeniach w ruchu drogowym. W moim samochodzie smartfon jest martwy i tak zostanie. W Waszych? Wasza sprawa…

Kilka dni przed premierą nowej platformy Google padł mi smartfon z Androidem, który wystarczająco inwigilował każdy mój krok, by decydować się na następny. Jak na złość, posypał się też wyświetlacz mojej ulubionej jeżynki. Stanąłem przed wyborem kupna telefonu i… w dniu premiery lizaka zdecydowałem się na regres do starego, zapomnianego lecz nieinwigilującego mnie Symbiana w Nokii E71. Z pewnością nie uda mi się spersonalizować tego telefonu z samochodem, lodówką, sedesem czy kabiną prysznicową, co bardzo mnie cieszy. Kończąc swój cotygodniowy, nudny wywód, zabieram się za książkę Jonathana Crary’ego „24/7: Late Capitalism and the Ends of Sleep”. To dopiero jest nuda!

Poprzedni artykuł

Następny artykuł

Komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

top