Quantcast

adplus-dvertising
Strona główna » Felietony » Noc wirtualnych muzeów

22.05.2015

Noc wirtualnych muzeów

To była naprawdę bardzo fajna idea, ale została pożarta, marnie strawiona i wydalona przez nowe technologie, sprzyjające prostackim mechanizmom funkcjonowania naszego społeczeństwa. A może tak przenieść imprezę do wirtuala?

Od kilku lat bardzo uważnie przyglądam się ciekawemu zjawisku, jakim są Noce Muzeów. Organizowane w większych i mniejszych miastach, ściągają do placówek kulturalnych dzikie tłumy. Jednej tylko majowej nocy, lud zamiast jak przyroda nakazuje – spać lub zajmować się jeszcze przyjemniejszymi sprawami (nie koniecznie grać w nowego Wiedźmina), szturmuje muzea. Nie po to, by zwiedzić je bez pośpiechu i tym samym rzeczywiście obcować z kulturą, lecz by przeczołgać się w hałaśliwym tłumie sobie podobnych, z komórką w łapie i kilkoma promilami alkoholu we krwi. Oczywiście na fejsa trzeba obowiązkowo wstawić selfie, bo tego współcześnie wymaga kultura…

To była naprawdę bardzo fajna idea, ale twierdzę, że została pożarta, marnie strawiona i za przeproszeniem, wydalona przez nowe technologie, sprzyjające prostackim a nie ambitnym mechanizmom funkcjonowania naszego społeczeństwa. Żal mi było pięknych i mądrych pań w Muzeum Sztuki, które użerały się z pijanymi koneserami, wysmętniającymi się bełkotliwie nad jakimś obrazem. Oczywiście, wszyscy ze smartfonami w łapach, zapychali serwery Zuckerberga tandetnymi wyrzygami matryc swoich telefonów. Miałem nerwy na to, że ta podpita zgraja została w ogóle wpuszczona do świątyni sztuki i że nowa technologia służy takim ignorantom za narzędzie do profanowania dzieł. Ten sam smartfon, który kreuje gdzieś na fejsie zapijaczonego ignoranta z kartoflem w mózgu, pozwala tę sztukę poznać. Tylko do tego trzeba wysiłku. I trochę pomyśleć…

Po tym, co przerobiłem na muzealnej ścieżce zdrowia, obiecałem sobie, że już nigdy nie pójdę na Noc Muzeów. Szlag trafił mnie ostatecznie po tym, co widziałem na łódzkim Radogoszczu, w Muzeum Tradycji Niepodległościowych, gdzie Niemcy spalili żywcem ok. 1500 więźniów. Rozweselone towarzystwo ze smartfonami w łapskach, upychało na fejsa kretyńskie zdjęcia, pozując do ekspozycji składającej się z nazistowskich narzędzi kaźni. Krowa w tym miejscu, nawet w nocy, zachowywałaby się godniej…

Zastanawia mnie, co takiego dzieje się z nami, jako społeczeństwem, że mimo iż mamy w łapach fantastyczne narzędzia – aplikacje i obsługujące je urządzenia, które pozwalają błyskawicznie pozyskiwać lub uzupełniać wiedzę, korzysta z nich mądrze może procent użytkowników. Oznaczanie znajomych na fejsie. Szukanie na ekranie smartfona tych, którzy są blisko. Odpisywanie na e-maile podczas spaceru w tłumie między eksponatami. O kretyńskich zdjęciach, filmach i towarzyszących im dyskusjach nie piszę, bo to już było. Miałem ochotę wrzeszczeć: – Ludzie! Ludzie! Co wy tu kurde robicie?!

Zdaję sobie sprawę, że nie wszyscy zachowują się w muzeach tak, jak to zrelacjonowałem wyżej. Nie odwiedzają ich wyłącznie reprezentanci zapitej, schamiałej warstwy naszego cyberspołeczeństwa japiszonującego się w portalach społecznościowych, dla której może i lepiej byłoby, żeby instytucje te były w pełni wirtualne. Mam świadomość, że muzea tej jednej nocy odwiedzają też tacy, którzy widząc i słysząc wspomnianych, w nieopisany sposób cierpią…

Następny artykuł

Komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

top