Quantcast

adplus-dvertising
Strona główna » Felietony » Rodzina słowem silna…

02.04.2016

Rodzina słowem silna…

Jestem z natury typem rozgadanym. Lubię rozmawiać, mówić. Czasem mówię do siebie, bo jak wiadomo – dobrze jest z kimś inteligentnym od czasu do czasu porozmawiać. W redakcji, oprócz zamykania w szafie, kupili mi kiedyś plaster i zakleili brutalnie paszczę. I ja to rozumiem, bo z potokiem słów sam sobie wtedy po prostu nie poradziłem. To była skrajność. Bo w końcu ile można gadać? Ale, jak można nie gadać? Można…

Przed świętami poznałem niezwykle ciekawą rodzinę. Bardzo nowoczesną. Piękny dom, do złudzenia przypominał mi statek kosmiczny ze „Star Treka”. Kamera w każdym zakątku tej pięknej, nowoczesnej budowli z betonu i szkła. Nawet w ubikacji, gdzie ku mojemu zdziwieniu, towarzyszył mi… tablet, używany przez domowników stacjonarnie. Nie zapomnę widoku ściereczek do czyszczenia ekranu leżących obok rolki papieru toaletowego… Dopiero po wyjściu z ubikacji zacząłem zauważać jak bardzo wirtualna jest ta chałupa i jej mieszkańcy. Z wyjątkiem psa, który nie dysponował tabletem…

Wchodząc do domu, nie zauważyłem, że domownicy, zdejmując buty, meldują się na Facebooku. Tak, jak to w moim analogowym domu krzyczało i krzyczy się do domowników: – „Cześć! Już jestem! Co u Was?”. Oni robią to niewerbalnie, online, klikając ze sobą w rodzinnej grupie. Rzecz jasna – oprócz psa… Szybko zorientowałem się, że życie w tym pięknym, sterylnym domu, istnieje mniej więcej tak samo, jak na Marsie. Pan szklanego domu zabiegany. Z biura w Warszawie, lądował w biurze, do którego gnał autostradą, by po zalogowaniu się na tablecie w holu, znów utonąć w pracy. Pani domu – szczęśliwego żywota rodzinnego scenariusz podobny, tylko zamiast z trasy do domu, odpisywała dzieciom na domowej grupie ze swojego gabinetu w jednej z łódzkich klinik. Trudno było ludziom tym zarzucić tego, że nie pielęgnowali więzi rodzinnych. A że za pomocą nowych technologii, zamiast zwykłej rozmowy – także w domu? Cóż w tym złego?

Cóż złego w tym, że dom przenikała cisza, która potrafi być piękna i straszna. W tym pięknym domu, wierzcie mi na słowo, dla mnie była straszna. Bo jeśli ludzie żyjący ze sobą pod jednym dachem, zamiast rozmawiać, piszą do siebie na komunikatorze, a z pokoju, zamiast rodzinnego gwaru, słychać pikanie tabletów, którymi się komunikują, to jest to straszne. Dramatycznym dla mnie było, że podczas krótkiego spotkania, dobry kontakt interpersonalny złapałem jedynie z psem. Mimo tego, że siedzieliśmy przy jednym stole (rzecz jasna, za wyjątkiem psa), to oczy dzieciaków i rodziców wpatrzone były w ekrany ich urządzeń. Dostosowałem się, wyjmując swój smartfon. Pies, bida, pozostał offline…

Czy to smutne? Nie wiem. Inne. Rozmyślałem o tym jadąc do swojego analogowego domu samochodem. Z pewnością komunikowanie się rodziny w wirtualnej chmurze, to nowa jakość upowszechniania się relacji zależnych już nie od patrzenia sobie w oczy i rozmowy, a także zdolności słuchania i bycia razem, lecz od energii elektrycznej. Dawno temu w „Psychology Today” i u Lema czytałem, że nas to czeka. A to dzieje się już. Tu i teraz. Pierwszy raz w życiu podczas kolacji z ludźmi, czułem się jak wśród pomrukujących do siebie, a nie rozmawiających ze sobą jaskiniowców. Niezwykle multimedialnych. Ciszy tego domu – niby pełnego ludzi, nie zapomnę nigdy. Zadbajcie w życiu o gwar. Wasz gwar. Nie waszych urządzeń.

Facebook

Komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

top