06.10.2015
Wirusowy Volkswagen bez kół i bez emisji
Kiedy popełni się błąd prywatnie, stosunkowo łatwo jest przeprosić, pogodzić się, załagodzić. Gdy błąd popełnia korporacja, potrzebne są nadzwyczajne środki. Zarówno te szeleszczące, jak i te PR-owe, które powodują że biura promocji nie sypiają, urządzają burze mózgów, zwalniają starych, a zatrudniają nowych specjalistów. Niełatwo odzyskać zaufanie tysięcy klientów. Niełatwo odzyskać dobrą prasę.
Niezłym pomysłem jest zaprzęgnięcie do pracy mediów społecznościowych. – Bo po co wydawać niepotrzebnie pieniądze, gdy ludzie zachwyceni nowym gadżetem (choćby i kompletnie oderwanym od rzeczywistości) sami poprawią wizerunek marki zarówno we własnej świadomości, jak i w świadomości wszystkich swoich znajomych. Poza tym kto wie? Może część oglądających uwierzy, że takie właśnie volkswageny jeżdżą po Hongkongu, a nawet jeśli nie, to zaraz zaczną jeździć… Tak, projekt ma oczywiście jakieś podstawy naukowe – potrafimy sobie wyobrazić pojazd poruszający się z prędkością miejską, wypakowany sensorami, automatycznie unikający zderzeń, tylko ta poduszka magnetyczna, wymagająca wymiany całej drogowej infrastruktury miejskiej, jest jakby nieco nierealistyczna.
Zresztą to działa: sam obejrzałem filmik na którym lewituje Volkswagen i zaraz posyłam go dalej. Nieintencjonalnie rozsiewam wirusa dobrej prasy, reklamuję markę, choć nikt ani mnie, ani serwisowi grosza za to nie zapłacił. No, skoro już to wszystko wiecie i nie dacie się nieświadomie nabrać, obejrzyjcie sobie jakie zgrabne autka jeżdżą po chińskich ulicach.
Komentarze