Quantcast

adplus-dvertising
Strona główna » Felietony » U Jamesa Bonda, jak nie u Bonda…

05.12.2015

U Jamesa Bonda, jak nie u Bonda…

Po miesiącu od premiery nie wypada pisać, że widziało się nowego Bonda, bo Bond już jest stary. A jeśli zliczyć początki wspaniałej kariery agenta 007, to wyjdzie nam, że nasz bohater ma 63 lata. Siedząc w kinie, ziewałem patrząc na ganiającego za złymi ludźmi Craiga, jego dziewczyny i telefon, który ratuje ludzkość przed terrorystami…

Prawdziwy mężczyzna powinien od czasu do czasu podnieść sobie ciśnienie. Zwłaszcza w nudny wieczór listopadowej szarugi. To przekonanie skłoniło mnie do kinowstąpienia na projekcję „Spectre”. Towarzyszyła mi wpatrzona w agenta 007 Szanowna Małżonka oraz kilku niewychowanych buraków, którzy żrąc popcorn mlaskali tak samo głośno, jak ich dzwoniące co jakiś czas telefony. Niewiele brakowało, a niczym James Bond nauczyłbym ich kultury, lecz zorientowałem się, że moja polisa na życie dotyczy zgonów w wypadkach komunikacyjnych, a nie od walki z buractwem w kinie. Nieważne…

Bond mnie nie rozczarował. Ciężko jest bowiem rozczarować niewiernego widza, który ogląda w kinie co trzecią produkcję o superagencie. Czułem, że będzie to wielkobudżetowy kaszan. Rozczarował mnie jedynie brak fantazji, jakim w dobie technologicznego boomu wirtualizującego naszą rzeczywistość, popisało się aż czterech scenarzystów! Śmiem twierdzić, że „Moonraker” z 1979 roku, który był moim pierwszym w życiu zderzeniem z przygodami Bonda, miał o wiele ciekawszy scenariusz, napisany w kulawych i ubogich dla technologii czasach. W dodatku przez jednego człowieka. „Spectre” pokazało mi po prostu nasze podłe czasy, tyle, że z happy endem. Parszywość terrorystów siejących na świecie strach i zamęt. Grupę takich samych patałachów, tyle, że finansowanych przez angielską koronę, nadętych i smutnych biurokratów z wywiadu, które (jak Amazon) uwierzyły w drony. Internetową inwigilację podłej organizacji, sterowanej przez dupka w garniturze. Terrorystami dowodził zaś rozkapryszony, zamożny laluś, który w okresie dojrzewania nie rozwiązał u psychoterapeuty swoich traum z dzieciństwa. No, mili państwo, banał… Nawet dziewczyny Bonda, jakieś takie, jak za przeproszeniem nie Bonda, lecz napotkane w taniej, pozamiejskiej dyskotece. Oczywiście myślę o pani Seydoux, a nie podstarzałej pani Belluci, która u boku superagenta winna pojawić się, owszem, ale 30 lat temu, a nie teraz!!! Rzecz jasna, jako widz nie mogłem nie zauważyć, że gdyby nie smartfon Sony Xperia Z, szlag trafiłby wszelkie starania i kuloodporne poty superagenta walczącego z terrorystami ze Spectre. Zauważyło to także siedzące za mną towarzystwo, obżerające się na noc popcornem. – Oooo! Patrz! Mój telefon Hy, hy, hy… – dochodziło zza moich pleców. Kocham kino…

W odróżnieniu od buractwa siedzącego za mną i Szanownej Małżonki, suszącej mi w aucie głowę, że powinienem coś ze sobą zrobić, by wyglądać jak Daniel Craig (przez co prowadziłem swoją skrzynkę na listy z kołami tak dynamicznie, jak James Bond), film nie podniósł mi ciśnienia. Znudził banalną fabułą, tanim efekciarstwem, absolutnym brakiem erotyki (to chyba najświętszy film w historii Bonda! Z drugiej strony, nie ma co się chłopu dziwić…) oraz kiepską muzyką. Dopiero w domowym zaciszu z moją ośmiobitową atarynką 2600 mogłem raz jeszcze przeżyć prawdziwe przygody agenta 007, odpalając na kartridżu grę z 1983 roku. Rozkoszując się pikselowatą gierką z dzieciństwa, zastanawiałem się nad tym, jak to jest, że im bardziej nowoczesną technologią posługuje się w filmie James Bond oraz twórcy jego filmowych zmagań, tym film jest gorszy, scenariusz banalniejszy, a dziewczyny Bonda… No, jak nie u Bonda!

Sony

Komentarze

3 odpowiedzi na “U Jamesa Bonda, jak nie u Bonda…”

  1. Marcin Wojciechowski pisze:

    Szczerze przyznam, że najnowszego Bonda jeszcze nie widziałem ale po wcześniejszych produkcjach bondowskich Daniela Craiga w rolii 007 bardzo średnio lubię. Dla mnie to nie ten sam Bond, którym był Connery czy Moore – panowie z poczuciem humoru dzięki, którym filmy z Bondem miały charakter komediii sensacyjnej czy jakiegoś pastiszu kina akcji. Teraz Bond to zimny i bezemocjonalny zabójca, który mógłby być kolejnym wcieleniem kolejnego Terminatora… Mam nadzieję, że kolejnym Bondem nie będzie już Craig ale jakiś inny aktor jak chociażby Michael Fassbender, który wprowadzi tą postać ponownie na właściwe tory.

  2. wania pisze:

    Pierwszy bond na którym ziewałem, i piszę to jaki wielki fan serii 007.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

top